Napad na PZU - strzelanina i pościg w centrum Poznania
21 lipca 1994 roku, kwadrans przed godz. 8 do budynku Państwowego Zakładu Ubezpieczeń przy pl. Cyryla Ratajskiego w Poznaniu wtargnęło dwóch uzbrojonych w pistolety napastników. Byli to mieszkańcy Chodzieży: 32-letni Jacek Dz. i młodszy od niego o 8 lat Jacek Ch.
Grożąc bronią mężczyźni próbowali wyrwać kasjerce przenoszoną przez nią pancerną kasetę, w której znajdowało się 525 mln starych zł. Nieoczekiwanie dla napastników z pomocą kobiecie ruszyli znajdujący się na korytarzu klienci i pracownicy PZU. Udało im się obezwładnić jednego z zaskoczonych takim przebiegiem wydarzeń przestępców. Wtedy padł pierwszy strzał.
Aby uwolnić swojego kolegę jego wspólnik strzelił w górę na postrach. To poskutkowało, ale napastnicy uświadomili sobie, że niewiele zdziałają przeciwko grupie mężczyzn. Bandyci wybiegli z budynku PZU i zaczęli uciekać, każdy w inną stronę. Natychmiast ruszyła za nimi pogoń.
Przestępców ścigali początkowo świadkowie napadu, ale dołączali się do nich przechodnie. Pogoń szybko zmylił uciekający w stronę dworca kolejowego Jacek Dz. Natomiast do pościgu za Jackiem Ch., który biegł ul. Młyńską, a potem Nowowiejskiego w stronę ul. Kościuszki przyłączyli się dwaj zaalarmowani krzykami przechodniów policjanci. Byli to funkcjonariusze ze Środy Wlkp. którzy tego dnia dowieźli kryminalistę na rozprawę w poznańskim sądzie. Jednym z nich był sierżant Jacek Grynia od pięciu lat pracujący w policji. To właśnie on najpierw oddał strzał ostrzegawczy, a kiedy to nie pomogło, postrzelił uciekającego w nogę.
Widząc, że pościg się zbliża, Jacek Ch. na wysokości prokuratury wojskowej skręcił w bramę bazy transportowej pogotowia ratunkowego. Nie znał dobrze Poznania i nie wiedział, że stamtąd nie ma innego wyjścia. Widząc, że nie ma szans ucieczki wycelował swojego Walthera z tłumikiem w stronę nadbiegającego policjanta. Groził, że go zabije. Wtedy, po kolejnym ostrzeżeniu, policjant ranił go ze swojego P-64 w pierś. Dopiero później okazało się, że przestępca był bezbronny, gdyż uciekając zgubił magazynek do pistoletu.
24-letni Jacek Ch. zmarł po tygodniu pobytu w szpitalu. Wcześniej wyjawił policjantom personalia współuczestnika napadu. Jacka Dz. złapano miesiąc później, w czasie gdy hucznie obchodził swoje urodziny.
Policjant, który ujął napastnika był traktowany jak bohater m.in. starszy mężczyzna przyniósł policji 500 tys. zł domagając się, by pieniądze te w nagrodę przekazać funkcjonariuszowi. Sierżanta Grynię nagrodzili finansowo przełożeni i dyrekcja PZU. Mimo nagród policjant mocno przeżywał to, że śmiertelnie postrzelił człowieka.
- Tamta sytuacja bardzo odbiła się na moim zdrowiu - wspomina Jacek Grynia, który obecnie nie pracuje już w policji.
Nowi ministrowie w rządzie Donalda Tuska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?